poniedziałek, 26 listopada 2012

Lekka, zdrowa sałatka z jarmużu, szpinaku i ruccoli z pieczonym łososiem. Do tego kilka słów o przyjaźni i samotności.

Nie doceniamy możliwości spotkań ze znajomymi, przyjaciółmi, rodziną, dopóki ich nie utracimy...

Już niedługo inie półtora roku od kiedy mieszkam z moich mężczyzną w Czechach. Prawda, że często przyjeżdżam do domu pod Warszawą, a w tym miesiącu poszalałam na maksa i jestem już 4 tydzień z rodzicami. Co więcej, nawet jeśli jestem za granicą, utrzymuję stały kontakt z mamą i przyjaciółkami. Czasem nawet łatwiej nam się spotkać, bo wszystkie moje dziewczyny mobilizują się na czas mojego powrotu na stare śmieci i jakoś udaje się zgrać terminy.

Od niedawna jedna z moich najbliższych przyjaciółek przeprowadziła się do miasta z którego pochodzi Myslovitz. Jej mąż dostał tam pracę, znaleźli dla siebie mieszkanie i się przenieśli. Takie decyzje zawsze wiążą się z olbrzymią liczbą wątpliwości i problemów, ale w dzisiejszych czasach za pracą niestety trzeba gonić. Dopiero po kilku dniach z dala od rodziny, od znajomych, od atrakcji dużego miasta jakim jest Warszawa, zorientowali się jak bardzo są przywiązani do swojego domu. Mówi się, że dom jest tam gdzie twoje serce, ale co jeśli serce rozerwane jest na kilka kawałków?

Co jeśli jedną nogą chcielibyśmy być w domu, drugą z ukochanym a głowa podpowiada jeszcze inne miejsce? Tak na prawdę za każdym razem mamy przy sobie osoby, które nas kochają, z którymi chcemy i lubimy spędzać czas, a zarazem czujemy  niedosyt i pewnego rodzaju samotność.

Uczymy się wtedy celebrować i doceniać każdą chwilę spędzoną w gronie najbliższych. I to jest piękne.

Dziś spędziłam część mojego dnia z Kają, moją wieloletnią przyjaciółką. Znamy się od 23 lat... Teraz, w dorosłym życiu musimy rezerwować czasu, który możemy poświęcić tylko sobie. Mamy takie szczęście, że nasi mężczyźni też się polubili, więc czasem spotykamy się w dwie pary, co też ma wiele plusów.
Dzisiejszy dzień należał tylko dla nas. Wspólnie zjadłyśmy lekki obiad z deserem i pogadałyśmy na wszystkie możliwe tematy.

 Dobrze, że mamy siebie.

A na deser, specjalnie z Mysłowic- "Długość dźwięku samotności"





Lekka sałatka z jarmużu, szpinaku i ruccoli z pieczonym łososiem
(dla 2 osób)

1 garść liści jarmużu zielonego
1 garść liści jarmużu fioletowego
2 garści małych listków szpinaku
2 garści liści ruccoli
4 suszone pomidory w oliwie
3-4 łyżki oliwy z oliwek (użyłam aromatyzowanej rozmarynem)
2 łyżki octu balsamicznego

300 g filetu łososia
3 łyżki soku z cytryny
2 gałązki rozmarynu
sól, pieprz do smaku
4 cm kawałek pora
50 ml białego wina
krem balsamiczny do podania

Filet z łososia płuczemy, osuszamy ręcznikiem i układamy na dużym kawałku folii aluminiowej.  Rybę solimy, pozsypujemy pieprzem, skrapiamy sokiem z cytryny a na wierzchu układamy gałązki rozmarynu i pora pokrojonego w plasterki. Odstawiamy na 30 min. w chłodne miejsce. Zawijamy rogi folii aluminiowej do góry i wlewamy do środka wino, zamykamy szczelnie by nie mogło się wylać. Układamy całość na blaszce i wstawiamy do piekarnika rozgrzanego do 190 st. C. Pieczemy 15 minut, po czym otwieramy sakiewkę i podpiekamy od góry przez 5 minut.
Wszystkie liście jarmużu, szpinaku i ruccoli płuczemy i odsączamy z wody. Dzielimy na dwa talerze, a ma wierzchu układamy pokrojone suszone pomidory. Dressing można przygotować w słoiczku wlewając oliwę, ocet, doprawiając solą i pieprzem i potrząsając nim gdy będzie zakręcony. Ja po prostu polewam sałatki chlustem oliwy i octu i doprawiam pieprzem.

Upieczonego łososia podałam na ciepło, ale można tez na zimno. Łososia oddzielam od skóry i układam na szczycie sałatki. Całość polewam kremem balsamicznym, do tego kromka domowego razowego chlebka i jest na prawdę pysznie. Lekkie danie na lunch, obiad lub kolacje gotowe!

Smacznego!

Kajka :)



sobota, 24 listopada 2012

Czas na gęsinę po raz drugi. Warsztaty u Kurta Schellera.



W czwartkowy poranek wybrałam się na drugą stronę. Wisły by uczestniczyć w warsztatach kulinarnych u Kurta Schellera. Tym razem spotkałam na miejscu 20 osób- pasjonatów jedzenia prowadzących blogi kulinarne. Pełno tam było rozmów, wymiany informacji, smakowania, wąchania, przygotowywania, gotowania i podglądania. Wspaniale było obserwować pracę Szefa Kurta. Warsztaty prowadził w zupełnie innym stylu niż prezentował kilka dni wcześniej Artur Moroz, ale jest to jednak mistrz, więc można się od niego wiele nauczyć, tylko podpatrując co robi.

Szef z Michałem i Asią

Plan był dość ambitny, bo zaplanowane było pieczenie całej gęsi. Wiadomo, że na każdy kilogram mięsa przypada 45 minut pieczenia, więc potrzebne nam były ok 3,5 godziny na każda gęś w piecu w temperaturze 160 st C. Jedna w nich była jedynie natarta sola i pieprzem z wierzchu i w środku. Drugą natarliśmy sola pieprzem, papryką i majerankiem. Trzecia została wypełniona nadzieniem i zaszyta. Nadzienie składało się z jabłek duszonych z cebulką, czosnkiem, połączonych z piwem, ziołami i musem kasztanowym.



Dalej przystąpiliśmy do przygotowania zupy na wywarze z gęsiny. Do zupy zaplanowane były pierożki z nadzieniem z duszonych gęsich żołądków zmielonych z plastrem schabu wieprzowego. Do duszenia żołądków dodaliśmy kilka sekretnych składników, na przykład imbir i żubrówkę :) Mięso wieprzowe było surowe, bo szybko się gotuje. Natomiast żołądki wymagają czasu, dlatego udusiliśmy je zawczasu. Nadzienie zawijaliśmy w ciasto won- ton i gotowaliśmy w wywarze.



Jako przystawkę przygotowaliśmy pasztet z gęsich wątróbek. Ta potrawa najbardziej przypadła mi do gustu. Pasztet w stylu foie gras był wyśmienity. Gęsie smażone wątróbki połączyliśmy z podsmażonymi jabłkami i rozmarynem. Wszystko zmiksowane, doprawione i schłodzone. Na stół podaliśmy pasztet na półgęsku. Pycha.



Kolejne danie to krótko pieczona pierś gęsi na sosie słodko kwaśnym z aromatycznym ryżem basmati.
Na koniec posmakowaliśmy trzech pieczonych gęsi w towarzystwie duszonej czerwonej kapusty z jabłkami i przyprawami korzennymi oraz włoskiej kapusty w sosie śmietanowym i puree ziemniaczanym. ucieszyło mnie tym razem, że jemy nie tylko mięsa, ale i świetnie przygotowane warzywa. Jednak trzeba powiedzieć, że pan Kurt uwielbia masło i śmietanę. Niewątpliwie te dwa składniki są nośnikami smaku, ale i źródłem wyrzutów sumienia osób starających się utrzymać zgrabna linię.


Wszystkie dania z gęsi były bardzo smaczne, a ich przygotowanie ni zanadto skomplikowane. Wiadomo, że każdy ma inne przyzwyczajenia smakowe i kulinarne i może niektóre potrawy zrobiłby trochę inaczej, ale to właśnie jest magia kuchni. Nigdy nie uzyskamy w niej dwóch identycznych dań, nawet jeśli będziemy korzystać z jednego przepisu.



Gdy już zasiedliśmy do stołu, rozmowom i śmiechom nie było końca ale mimo tak przyjemnej atmosfery trzeba było opuścić w końcu gościnne progi Akademii Kurta Schellera. Oby więcej takich fajnych spotkań.

Dziękuję serdecznie za zaproszenie. Będę na pewno promować gęsinę między znajomymi i w rodzinie, bo bardzo w niej zasmakowałam. Teraz tylko muszę gdzieś ją zdobyć :)

Pozdrawiam!

piątek, 23 listopada 2012

Wegetariańskie naleśniki z soczewicą i szpinakiem w wersji mini.

Dużo się ostatnio kulinarnego dzieje w moim życiu. Kilka ciekawych warsztatów na których się uczyłam i na których mogłam kogoś czegoś nauczyć. Dużo degustowania, mnóstwo rozmów i kilka nowo poznanych osób oraz generalnie fajnie spędzony czas.

Gdy wracałam do domu nie chciało mi się już nic specjalnego gotować, a już na pewno nie fotografować moich potraw i ich opisywać.

Niecałe 2 tygodnie temu zaczęłam ćwiczyć w domu, bo pogoda nie pozwala mi na bieganie. Strasznie nie lubię ubierać się na cebulkę, wycierać łez, które lecą mi strumieniami od kontaktu z zimnym powietrzem, już nie wspominając o mgłach, mżawkach i kałużach. Póki co nie stać mnie na opłacanie karnetów na fitness czy siłownię, więc postanowiłam wziąć się samodzielnie do roboty. Póki co korzystam z fajnie przygotowanego zestawu ćwiczeń Ewy Chodakowskiej. Może znacie ją z telewizji, lub czytaliście o niej w Shape. To energiczna, zarażająca entuzjazmem dziewczyna, która nagrała kilka fajnych płytek z ćwiczeniami. Muszę powiedzieć, że są one na prawdę ambitne i dają mi dużo energii. Efektów na razie niestety nie widać, ale nie załamuję się. Ja chyba jednak za bardzo kocham jeść, no ale cóż, tragicznie ze mną nie jest....
Już za tydzień wracam do Czech do mojego kochanego, może to mi pomoże troszkę schudnąć ;P

W tych ostatnich dniach jadłam bardzo dużo mięsa jak na moje możliwości. Mój brzuszek mi mówi, ze się odzwyczaił i że to trochę za dużo, wiec musiałam go posłuchać. Na dzisiejszy obiad przygotowałam naleśniki z nadzieniem z soczewicy. Taki przepis zamówiła u mnie już jakiś czas temu moja przyjaciółka, więc właśnie spełniam jej prośbę. Do ich przygotowania można użyć ulubionych naleśników o preferowanej wielkości. Ja zrobiłam mini naleśniczki z mąki żytniej. Wykorzystałam tradycyjny przepis na naleśniki, ale mąkę pszenną zastąpiłam żytnią drobno mieloną, a smażyłam je na patelence o średnicy 10 cm. To na prawdę mini naleśniki- krokieciki.




Farsz z soczewicy do naleśników:

1,5 szklanki soczewicy
3 szklanki wody
2 łyżki curry
ew. odrobina chilli
sól do smaku
1 mala cebula
oliwa do smażenia

Cebulę drobno posiekać i zeszklić na oliwie. Soczewicę opłukać. Wrzucić ją do garnka, zalać wodą (ja dodaje gorącą) i gotować do miękkości. Pod koniec gotowania dodajemy curry (i chilli, jeśli lubimy pikantne potrawy)
Połowę ugotowanej soczewicy miksujemy lub ugniatamy. Farsz łączymy z cebulą i doprawiamy do smaku.

Taką soczewicę możemy używać jako farsz do naleśników- krokietów lub pierożków.

Pamiętajmy, że smak farszu musi być wyrazisty, gdyż w połączeniu z ciastem pierogowym, czy naleśnikowym, będzie się wydawać bardziej delikatny.



Do podania wykorzystałam szpinak uduszony z ząbkiem czosnku i odrobiną mleka. Jego przygotowanie to zero filozofii. Po prostu oczyściłam liście szpinaku i wrzuciłam ja na patelnie której dno było pokryte mlekiem. Dodałam posiekany ząbek czosnku i przykryłam zostawiając na gazie na jakieś 3 minuty. Gdy szpinak już się poddusił, przełożyłam go do malaksera i zmiksowałam. Doprawiłam solą i pieprzem i  tyle.

Smacznego !

czwartek, 22 listopada 2012

Gęsina na Świętego Marcina. Warsztaty z Arturem Morozem.

To mój pierwszy raz z gęsią.

Nigdy wcześniej nie jadłam gęsiny, nie przygotowywałam jej, ani nie widziałam jak i z czym ją się je. We wtorkowy wieczór mogłam zasmakować w mięsie gęsi owsianej wielokrotnie. Skorzystałam z zaproszenia dla blogerek kulinarnych na warsztaty w warszawskiej restauracji znajdującej się na skraju lasu- dokładnie w Krasnodworze.



Polska jest jednym z głównych producentów gęsi na Europę, ale większość produkcji jest eksportowana na Zachód- do Niemiec. Kiedyś częściej gościła na staropolskich stołach, później odeszła w zapomnienie, ale na szczęście od niedawna wraca do łask.



Mięso gęsi jest bardzo zdrowe, bo zawiera jedno- i wielonienasycone kwasy tłuszczowe, a do tego witaminki. Można ją swobodnie stosować w trakcie odchudzania, bo zawiera stosunkowo mało kalorii, w porównaniu do reszty drobiu. A co więcej jest na prawdę pyszna.



Na warsztatach z Arturem Morozem i Marcinem Sobolem mogliśmy poznać się z gęsiami wszerz i wzdłuż. Nauczyłam się jak "wyluzować" tuszkę gęsią, jak rozdzielić ją na części i co z każdej z nich mogę przygotować.  Na szczęście wzięłam ze sobą notatnik, bo pan Artur dzielił się z chęcią swoją wiedzą, a wszystkiego na pewno bym nie spamiętała. Szefowie przekazali nam wiele wartościowych wskazówek, odpowiadali na nasze pytania i chętnie dzielili się swoją olbrzymią wiedzą.


Już na początku spotkania mogłyśmy spróbować prawdopodobnie najlepszego półgęska dostępnego w Polsce. Szef Artur przywiózł go specjalnie dla nas. Półgęsek to piersi gęsi zszyte ze sobą, marynowane i wędzone przez długi czas w dymie o niskiej temperaturze. PYCHA



Z piersi gęsi przygotowaliśmy na przykład okrasę. Można powiedzieć, że jest podobna do tatara, bo przygotowuje się ją z surowego mięsa. Miałam pewne obawy przed spróbowaniem tej przystawki, ale raz kozie (a raczej raz gęsi) śmierć....i ? okrasa nie ma nic z tatara, którego nie lubię i nie trawię. Jest bardzo delikatna w smaku, a jakże łatwa w przygotowaniu. Potrzebuje jedynie soli i majeranku oraz paru chwil na odpoczynek. Świetnie smakuje z razowym chlebkiem. PYCHA

Do przygotowania przystawek, przekąsek oprócz piersi wykorzystaliśmy żołądki, wątróbkę i inne "mniej szlachetne" części gęsiny jak szyja czy skrzydła. Powstały z nich:

Wątróbki gęsie smażone w boczku




Gęś z gąskami


Pierś z papryką i melonem na ostro



Czernina po żydowsku z szarymi kluskami


Konfitowane uda gęsi


Sałatka z gęsimi żołądkami i jabłkiem.

 

Jak widać jedzenia było co nie miara, a jeszcze więcej zachwytów, mlaskania i oblizywania palców. Muszę przyznać, że praktycznie wszystko mi smakowało, mimo że nie jestem specjalnym pożeraczem mięsa. Wiadomo wszem i wobec, że gustuję w warzywach, ale dla gęsi takiej klasy mogę zrobić wyjątek.

Artur Moroz potrafi zarażać swoją pasją do mięsa gęsi kołudzkiej. Wspomnę raz jeszcze, że dzięki niemu dowiedziałam się o gęsinie bardzo wiele i mogłam moją wiedzę wykorzystać w praktyce. Szef jest świetnym nauczycielem i nie traktuje swoich uczniów z wysoka, nawet jeśli jeszcze wiedzą tak mało jak ja :P
Myślę, że w restauracji, której jest właścicielem i szefem kuchni zarazem panuje fajna atmosfera. Chętnie kiedyś wybiorę się do Sopotu by odwiedzić restaurację Bulaj. A jeśli tylko będę miała możliwość uczyć się pod okiem pana Artura, to chętnie z tego skorzystam



Na tych warsztatach dowiedziałam się między innymi, że gęś lubi być duszona, bo wtedy jej mięso nie staje się twarde. My przygotowywaliśmy uda gęsi duszone w kapuście kiszonej z dodatkiem suszonych grzybów. Na tę potrawę musieliśmy czekać najdłużej, bo potrzebuje kilku godzin w piecu. Pod koniec pieczenia w całej restauracji roznosił się genialny aromat, a wygląd i smak także zachwycały. Uda kurczaka dusiły się tutaj w kołderce z kapusty, natomiast piersi otulił płaszczyk z soli morskiej. Wylądowały one w piekarniku z gałązką rozmarynu zaledwie na 15 minut. Dzięki temu pierś była jeszcze lekko krwista w środku. Nie mogliśmy się powstrzymać i początkowo jedliśmy ją zupełnie bez dodatków, ale zostało tez troszkę do podania z sosem. Sos był lekko kwaskowaty, lekko słodki, przepyszny- składający się z między innymi z czerwonej cebuli, pigwy i dżemu z jarzębiny. Tak przygotowaną pierś można podać także w formie carpaccio. PYCHA.

Gęś duszona w piecu w kiszonej kapuście



Pierś gęsi pieczona w soli

 
 


Na zakończenie warsztatów stwierdziłam że nie taka gęś straszna jak myślalam. Mam nadzieję, że szybko będę miała możliwość wykorzystać świeżo nabytą wiedzę w praktyce, w domu.  Szef Artur nie recytował nam żadnych przepisów, bo przyrządzając dania polega jedynie na swoim smaku. Na potrzeby akcji "Gęsina na Świętego Marcina" skomponował jednak kilka przykładowych przepisów. Klikając na TEN link odnajdziecie nawet kilka przepisów na dania, które jedliśmy na warsztatach, a TU konkretnie na gęsie wątróbki w bekonie.

To jeszcze nie koniec mojej przygody z gęsiną. Już niedługo relacja z kolejnych gęsich warsztatów

wtorek, 20 listopada 2012

Szkoła na Widelcu na Good Food Fest



W niedzielny poranek pojawiłam się w Forcie Sokolnickiego na Good Food Fest. To wydarzenie kulinarne zostało zorganizowane po raz pierwszy. Goście odwiedzający pięknie wyremontowany budynek Fortu Sokolnickiego mieli możliwość uczestnictwa w pokazach i warsztatach kulinarnych. Dwudniowy program festiwalu był bardzo bogaty, a lista zaproszonych gości dość długa. Na scenie zaprezentowali się między innymi Tomek Jakubiak, Jola Słoma i Mirek Trymbulak, Tomek Woźniak, David Gaboriaud, Tomasz Prange Barczyński, Alicja i Alon Than, Kuba Korczak. W strefie warsztatów powstało wiele pyszności a w tym potrawy z jadalnych robaków i Slow Foodowe przetwory. 

We wnętrzach fortu znajdowały się także stoiska producentów i eksporterów dobrej żywności. Można tam było znaleźć sery kozie i krowie, przygotowane tradycyjnymi metodami, zarówno dojrzewające, świeże jak i  wędzone. Do wyboru mieliśmy kilka rodzajów olejów produkcji polskiej oraz oliwy- grecką i włoską. nie zabrakło także pieczywa, ciekawych dżemów i pysznych miodów. Natomiast miłośnicy napojów wyskokowych degustowali miody pitne, włoskie wina, polskie piwa i nalewki. Na dziedzińcu swoje kolorowe warzywne stoisko rozstawił Pan Ziółko a obok towarzyszył mu Pan Sandacz z szerokim wyborem ryb świeżych i wędzonych. 
Jedno jest pewne. Nikt z festiwalu nie wychodził z pustymi rekami i nienajedzony. okazji do próbowania i smakowania było wiele.

Przed południem pojawiliśmy się tam także my ze Szkołą na Widelcu. Mieliśmy zaplanowane dwa warsztaty i dwie pyszne potrawy: owsiankę gotowaną na soku jabłkowym z musem z truskawek (mrożone truskawki podgotowane i zmiksowane) prażonym słonecznikiem i dynią, żurawiną, konfiturą, łychą naturalnego jogurtu i ziołową dekoracją. Drugim zaplanowanym daniem była sałatka z marchewki pokrojonej w paseczki przy pomocy obieraczki z lekkim dressingiem z oliwy, cytryny, pomarańczy, limonki, miodu i kolendry. Grzegorz Łapanowski udał się z dziećmi na stoisko Pana Ziółko, stąd mieliśmy nawet żółtą marchewkę :)


Dzieciom tak bardzo podobały się warsztaty, że wszystkie zostały na obie tury. Trzeba im pogratulować, bo większość z nich dzielnie pracowała prawie 2 godziny, oczywiście z własnej i nieprzymuszonej woli. Druga godzina warsztatów przerodziła się w rodzinny freestyle pod okiem Szefa Grzegorza. Na naszych stołach pojawił się wtedy burak liściasty, czyli mangold oraz kalafior romanesco. Dzieci już pewną ręką rwały, szatkowały, doprawiały i mieszały przygotowywane przez nas dania. Uśmiechów i świetnej zabawy było przy tym co niemiara, a efekt końcowy zachwycająco pyszny.
 

Fajne było te nasze wspólne gotowanie. Jak zwykle dało uczestnikom i mi sporo pozytywnej energii. Po raz kolejny słyszałam komentarze rodziców "On by mi tego w domu nie zjadł". "Jak ona zajada się tą sałatką, w domu nie chce patrzeć na takie rzeczy". czyli jednak warto gotować z dziećmi, kształtować w ten sposób ich smak, zmieniać sposób myślenia, kreować nowe przyzwyczajenia smakowe. Szkoła na Widelcu działa cuda ! :D

Jeśli chcecie uzyskać więcej informacji na temat fundacji Szkoła na Widelcu, zapraszam na jej stronę szkolanawidelcu.pl, oraz na profil na facebooku, gdzie znajdziecie informacje o aktualnych wydarzeniach.

Pozdrawiam!

poniedziałek, 19 listopada 2012

Weekend pod hasłem Szkoły na Widelcu: "Przybij dziecku piątkę to się rozluźni"

Ubiegły weekend znów upłynął mi pod hasłem zdrowego jedzenia ze Slow Food Youth, Szkołą na Widelcu i Good Food Fest.
W sobotę uczestniczyłam w szkoleniu edukatorów Szkoły na Widelcu. Spotkaliśmy się w Warszawskiej Akademii Kulinarnej dzięki uprzejmości właściciela, Roberta Harny.  Spotkanie zorganizowali i prowadzili Ania Leśniewska Pindor i Grzegorz Łapanowski. Pośród wykładowców znaleźli się pani Agata Tomala, dyrektor Przedszkola na Sowiej w Warszawie, Kasia Błażejewska ze Studia Dietetyki w Warszawie, pani Marta Widz Koordynator kampanii UM Warszawa "Wiem co jem", Iza Strzeszewska z warszawskiego Slow Food Youth, która koordynowała projekt "Foksal na Widelcu".

Jako jeden ze słuchaczy mogłam się dowiedzieć jak przygotować się do realizacji i propagowania idei fundacji "Szkoła na Widelcu". Wyszlam stamtąd z głową pełną wielu istotnych i ciekawych informacji. 

Pani Marta Widz zapoznała nas z kampanią realizowaną przez Urząd Miasta Warszawa- "Wiem co jem". W ramach tejże kampanii szkoły między innymi otrzymały broszury wskazujące na produkty jakie powinny znaleźć się w sklepikach szkolnych, a jakie powinny z nich zniknąć. Kampania wspiera placówki szkolne pod kątem edukacyjnym i w organizacji żywienia. Więcej istotnych informacji znajdziecie na stronie kampanii 'Wiem co jem"


Dietetyk Kasia Błażejewska przekazała nam zasady zdrowego żywienia dzieci w pigułce, popierając je wiarygodnymi wynikami badań i przykładami.


Pani Agata Tomala dyrektor Przedszkola nr 7 w Warszawie opowiadała nam jak wyglądała realizacja projektu "Szkoła na Widelcu" w jej placówce. Oprócz tego zwróciła nasza uwagę na sposób przygotowania się do prowadzenia zajęć z przedszkolakami oraz na korzyści jakie czerpią dzieci z lekcji w formie warsztatowej.

Iza Strzeszewska również opowiadała o realizacji projektu, tym razem w LO nr 50 przy ulicy Foksal w Warszawie. Oczywistą sprawą jest, że tu wrażenia, problemy i wskazówki były trochę inne, ale równie wartościowe. Tu edukatorzy mieli pod opieką już prawie dorosłych ludzi. Stworzyli oni nawet bloga opisującego tematy poruszane podczas warsztatów. (http://foksalnawidelcu.blogspot.com/)

Po dosyć rozbudowanej, ale bardzo ważnej części teoretycznej przeszliśmy do zmagań praktycznych. Grzegorz Łapanowski i Ania Pindor pokazali nam jak konkretnie zorganizować zajęcia z dziećmi. Ważne dla nas było rozstawienie stołów, sprzęt jaki będzie potrzebny dzieciom i nam jako organizatorom, zorganizowanie zaplecza, przywitanie się i poznanie dzieci, oraz forma prowadzenia warsztatów. Wspólnie przygotowaliśmy dwa dania, które później razem spałaszowaliśmy. Jak wiadomo jest to bardzo ważny moment zajęć- wspólne spożywanie posiłku. A na początek "Przybij dziecku piątkę to się rozluźni"! Muszę wam powiedzieć, że to na prawdę działa. Jak przybijam im piątkę to od razu widzę kąciki ust wędrujące ku górze :) 
Na koniec uruchomiliśmy panel dyskusyjny, w trakcie którego każdy z nas mógł podzielić się swoimi wrażeniami, wątpliwościami i wskazówkami. To był bardzo udany i owocny dzień.

Muszę powiedzieć, że szkolenie dało mi jeszcze więcej siły i zapału do prowadzenia zajęć z dzieciakami. Ponadto, wiem, że mogę liczyć na wsparcie realizatorów projektu "Szkoła na Widelcu" i wielu wspaniałych osób, które są z nim związane. 

Już za chwilę opiszę także niedzielne warsztaty w Forcie Sokolnickiego w trakcie Good Food Fest.
To tyle na dzisiaj.

Pozdrawiam!

środa, 14 listopada 2012

Zdrowa lekka sałatka z kiełkami i avocado

Powoli przestawiam się na jesienno- zimową dietę. Nie korzystam już ze sklepowych pomidorów i ogórków bo rzeczą oczywistą dla mnie jest, że już na nie za zimno. Teraz częściej korzystam z warzyw korzeniowych, bulwiastych i kapustnych. Do wyboru mam również zimowy szpinak, który wprost ubóstwiam w każdej postaci. Zima to także dobry moment by wzbogacić soją dietę o kiełki. Można je w dość prosty sposób przygotować samodzielnie w domu.

Weźmy najlepiej nam znaną rzeżuchę. Chyba każdy z nas zasiewał ją w swoim życiu- przynajmniej na szkolnych zajęciach przed Wielkanocą. Otóż rzeżuchę warto hodować i jeść cały rok jest ona bogata w mikro i makroelementy, oraz w witaminy. Jest idealnym składnikiem diety cukrzycowej i odchudzającej, dla osób z chorobami skóry, serca oraz z anemią. Jeśli chcecie poprawić kondycję swoich włosów, to rzeżucha nadaje się do tego idealnie, dzięki zawartości siarki. Nie można z nią tez przesadzać, bo ma właściwości moczopędne.

Tak na prawdę wszystkie kiełki to naturalne pigułki zdrowia. Zamiast łykać kolejne witaminy, lepiej zjeść garść kiełków kilka razy w tygodniu.
Do mojej sałatki dołożyłam porcję witaminy C ze świeżej papryki na którą sezon w Polsce właśnie się kończy. Kolejny jej składnik to avocado, który jest jej elementem kremowym i równie zdrowym jak inne. (posiada spora dawkę antyoksydantów zbawiennych w walce z komórkami rakowymi)
Taka sałatka staje się jesiennym zastrzykiem składników odżywczych, ale mi osobiście sprawia dodatkowo wiele przyjemności. Gdy chrupię te wszystkie listki mniejsze i większe, te kolorowe kawałki świeżych  warzyw, czuję się szczęśliwa, bo wiem, że moje ciałko t ez jest bardzo zadowolone :)



Sałatka ze szpinakiem kiełkami i avocado.

dla każdej osoby potrzebujemy:

garść liści szpinaku
2 łyżki kiełków rzeżuchy
2 łyżki kiełków lucerny
garść kiełków słonecznika
garść liści roszponki (lub ruccoli)
4 łyżki kolorowej papryki pokrojonej w kostkę
1 łyżka świeżych poszatkowanych ziół
4-5 oliwek
1/2 avocado pokrojonego w kostkę
Dressing:
1,5 łyżki oliwy z oliwek (lub oleju rzepakowego tłoczonego na zimno)
1 łyżka soku z cytryny
szczypta pieprzu i soli



Wszystkie składniki sałatki łączymy w jednym naczyniu. Doprawiamy dressingiem do smaku.

Jeśli przygotowujecie wersję dla kilku osób pamiętajcie by sałatkę polać dressingiem bezpośrednio przed podaniem, a najlepiej już na talerzu. Taka porcja swobodnie może posłużyć za lekki lunch. Ma w sobie chrupkość, ma w sobie kremistość, ma smaki wyraźne i łagodne i jest bardzo kolorowa.

Smacznego!

poniedziałek, 12 listopada 2012

Ciasto buraczane na Slow Food'owe wspólne gotowanie.

Wczorajszy wieczór był fenomenalny.

Wraz z grupą znajomych ze Slow Food Youth Warszawa przybyliśmy na ulicę Hożą 51 do SmArt Studio by wspólnie gotować, bawić się i dyskutować.

Przyniesione warzywa i owoce wspólnie przekształciliśmy w pyszne dania. Pomysły na potrawy powstawały i zmieniały się na bieżąco. Piekliśmy piękne dynie z gospodarstwa państwa Majlertów, a i inne warzywa trafiły do piekarnika z odrobiną ziół i oliwy. W ten sposób narodziła się między innymi przepyszna zupa dyniowa i pierożki z dynią i kozim serem w razowym cieście. Swoje miejsce na stole znalazła także brukselka blanszowana i polana sosem maślankowo- musztardowym.
Furorę zrobiła tarta na serowym spodzie z grillowaną cukinią i fetą przygotowana przez nasze dwie urocze koleżanki. Natomiast nasi znajomi ze Składu Bananów przygotowali gruzińską przystawkę z dyni i kapusty oraz deserowe kwadraty orzechowe.

Owoce osobiście przekształciłam w dwa desery- sałatkę owocową i Crumble- czyli owoce pod kruszonką z pełnoziarnistej mąki z jogurtem doprawionym mięta i skórką z cytryny. A do tego już od pierwszych minut pyrkał na małym ogniu kompot z jabłek z dodatkiem imbiru i ziaren kopru włoskiego.

Wspólne gotowanie, pieczenie, mieszanie, lepienie i doprawianie sprawiło nam wszystkim olbrzymia przyjemność. Pełnia szczęścia nastąpiła już przy stole, gdy  mogliśmy wszystko spałaszować :)

Nieskromnie przyznam że kilka pyszności mojego autorstwa zniknęło ze stołu dość szybko, a jedno z dań, nawet jeszcze przed kolacją. Na spotkanie przyniosłam pełnoziarnisty chleb na zakwasie z siemieniem lnianym, patisony w marynacie musztardowej i eksperymentalne ciasto buraczane. Co do ciasta miałam początkowo pewne wątpliwości, bo piekłam je po raz pierwszy i 5 minut po wyjęciu z piekarnika zabrałam w podróż kolejką. Jak się później okazało ciasto wyszło przepysznie. Bardzo miło mi było słuchać komplementów na jego temat :) Dlatego czym prędzej przygotowałam je po raz kolejny i poniżej dzielę się przepisem.

Każde Slow Foodowe spotkanie daje mi dużo pozytywnej energii. Spotykam tam ludzi, którzy o jedzeniu myślą podobnie jak ja. Co to znaczy? Przede wszystkim DUŻO myślimy o jedzeniu, a także o tym co jemy. Dla mnie bardzo istotną sprawą jest zdrowie moje i moich najbliższych dlatego w różnych miejscach szukam dobrych, zdrowych składników do dań jakie mamy jeść. Ponadto rozmawiam, wymieniam się informacjami i uwagami o tym gdzie znaleźć smaczne, zdrowe, lokalne produkty i jak je później przygotować. Dużo przyjemności sprawia mi również dzielenie się moją świeżo nabytą wiedzą z innymi. Pewnie dlatego zaczęłam kilka miesięcy temu pisać bloga. O ideach Slow Food mogłabym opowiadać długo i namiętnie, ale jeśli te tematy was interesują, to pozostaje mi tylko was zaprosić na nasze kolejne spotkania i FanPage na Facebooku. Znajdziecie tam wszystkie informacje dotyczące wydarzeń organizowanych przez Slow Food Youth Warszawa i o terminach kolejnych spotkań. Raz na jakiś czas spotkacie tam również mnie i moje smakołyki :)
Foto relacja z wczorajszego spotkania tez jest na Facebooku o  TU

Aha, a już w następny weekend spotkacie nas w Forcie Sokolnickiego na GOOD FOOD FEST - niesamowitym wydarzeniu kulinarnym, na którym nie może zabraknąć żadnego miłośnika dobrego jedzenia.



Buraczane ciasto pełnoziarniste.


2 szklanki startych buraków
1 szklanka mąki pszennej pełnoziarnistej
1/2 szklanki otrąb owsianych
1/2 szklanki brązowego cukru
1 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 łyżeczki mieszanki przypraw do piernika (imbir, cynamon, kardamon, anyż, gałka muszkatołowa)
1/2 łyżeczki soli
2 płaskie łyżki miodu gryczanego
1/2 szklanki rodzynek (namoczonych w wodzie)
1/2 szklanki orzechów włoskich (grubo pokrojonych)
2 jajka
1/2 szklanki oleju
1 łyżka soku z cytryny
1 łyżka octu balsamicznego

Rozgrzewamy piekarnik do 180 st. C. Przygotowujemy formę do pieczenia smarując ją masłem i wysypując bułką tartą. Ja użyłam formy do keksa, ale możemy użyć także malej tortownicy, czy formy do babki.

Surowe buraki obieramy i ścieramy na tarce. W misce mieszamy mąkę z otrębami, proszkiem do pieczenia i  przyprawą do piernika. Białko oddzielamy od żółtka i ubijamy je w oddzielnej misce. Gdy białko juz będzie puszyste dodajemy do niego cukier a po chwili także żółtka. Następnie do masy dodajemy stopniowo mieszankę sypkich składników miód i olej. Na koniec wrzucamy starte buraki, rodzynki, orzechy i dodajemy ocet i sok z cytryny.
Wymieszaną masę wlewamy do formy i wstawiamy ją do rozgrzanego piekarnika. Pieczemy przez 50-60- do momentu aż patyczek włożony w ciasto będzie suchy.

Ciasto ma ciekawy, lekko piernikowy, słodki posmak oraz cudowny kolor i smak. Po ostudzeniu można posypać je cukrem pudrem lub udekorować polewą czekoladową lub lukrem, ale nie jest to konieczne.

Drugą wersję ciasta przygotowałam bez orzechów, specjalnie dla mojej mamy :)

Smacznego!

sobota, 10 listopada 2012

Szarlotka pełnoziarnista z budyniem i kruszonką, ciasto na niedzielę.



Szarlotka to takie ciasto, które kojarzy się z dzieciństwem. Moja mama przygotowywała ją podpiekając oddzielnie dwa kruche spody, po czym wkładała między nie starte jabłka z cynamonem i cukrem i wstawiała na dodatkowy czas do pieca.
Dla mojego chrześniaka żadne inne ciasto mogłoby nie istnieć. W każde święta i wiele weekendów czeka na swoją ukochana szarlotkę. Jego mama a moja kuzynka przygotowuje je jeszcze inaczej.

W naszym domu przez długi czas popularna była także szarlotka na półkruchym spodzie z pianką bezową z dodatkiem kiślu w proszku i z kruszonką. Dla mojego ukochanego przygotowuję czasem strudel z jabłkami i rodzynkami z przepisu pani Bożeny Sikoń.

Ile domów tyle przepisów na szarlotki i ciasta z jabłkami  Ja ostatnio zabrałam się do wypróbowania różnych przepisów na szarlotki ale niestety z różnym powodzeniem. W niektórych gazetach przepisy pozostawiają niestety wiele do życzenia, a ja ufając jej autorowi ponoszę kulinarna porażkę. Protest! Zdecydowałam się korzystać albo ze starych ksiąg, albo z blogów jak Moje Wypieki na których wiem, ze przepisy są na pewno sprawdzone  Poniższa szarlotka pochodzi właśnie z Moich Wypieków i jest nieznacznie przekształcona na mój sposób- czyli  na przykład przez dodanie pełnoziarnistej mąki. :)

Szarlotka przepyszna... ja osobiście uwielbiam jabłka budyń i kruszonkę... strasznie sobie czynię na pokuszenie...

Jaki jest wasz przepis na szarlotkę??




Szarlotka pełnoziarnista z budyniem i kruszonką. 

Składniki

100 g mąki pszennej
250 g maki pszennej pełnoziarnistej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 szklanki drobnego brązowego cukru
250 g masła
1 jajko
1 żółtko
2 łyżki śmietany (dałam jogurt grecki)

1,3 kg jabłek

2 opakowania budyniu waniliowego
3 łyżki cukru
750 ml mleka
sok z 1 cytryny
skórka z 1 cytryny

bułka tarta do posypania ciasta


Mąki wymieszać z margaryną do konsystencji kruszonki. Dodać resztę składników i zlepić ciasto w kulę. tego ciasta nie ugniatamy za długo- bo będzie twarde. Jeśli się bardzo rozpada, można dodać więcej jogurtu (śmietany).
Odkładamy 2/3 do lodówki a 1/3 do zamrażarki.

Gotujemy budynie w podanej ilości mleka z cukrem. Dodajemy skórkę startą z cytryny i sok z niej wyciśnięty, by krem był lekko kwaskowy. przykrywamy

Rozgrzewamy piekarnik do 200 st. C.

Ciasto z lodówki rozkładamy na dnie formy wyłożonej papierem do pieczenia- ja użyłam kwadratowej wysokiej tortownicy o boku 23 cm. Ciasto jest dość wysokie, więc forma nie może mieć niskich brzegów.

Spód wysypujemy bułką tartą i wykładamy na niego jabłka pokrojone w ósemki. Układam je dość równo w dwóch warstwach. Na jabłka wykładamy cały budyń.
Ciasto z zamrażarki ścieramy na tarce wprost na szarlotkę tak by pokryło ją cienką warstwą. Na pewno powinniśmy zużyć w całości.

Szarlotkę wstawiam do piekarnika i pieczemy ok 50 minut (+/- 7 minut).

Po wystudzeniu ciasto można podać posypane cukrem pudrem, cukrem cynamonowym. Świetnie smakuje także z gałką lodów waniliowych.

Smacznego!